Krajobraz Kapadocji - unikalnej na skalę światową krainy położonej we wschodniej Anatolii - jest opisywany w folderach i przewodnikach jako "księżycowy" lub "baśniowy". Wielu turystów udających się do Kapadocji może sądzić, że trudno o bardziej wyświechtane slogany reklamowe, ale gdy spokojne, zielone równiny Anatolii za oknami autokaru zaczynają się nagle przeradzać w orgię skalnych stożków, kominów i pofałdowanych wzgórz, każdy zdaje sobie nagle sprawę, że nasz język jest zbyt przyziemny, materialny i konkretny, by opisać ten niesamowity pejzaż.
To, co widzimy wydaje się tak nierealne, że porównania do Księżyca i mistycznych światów opisywanych w baśniach są jak najbardziej usprawiedliwione. Trudno sobie wyobrazić, że niezwykły krajobraz Kapadocji jest dziełem natury, a nie jakiegoś potężnego czarownika.
Gdy staniemy na szczycie góry Uchisar
dominującej nad okolicą, u naszych stóp zobaczymy najbardziej niewiarygodny widok pod słońcem. Przed oczami rozciągają się śnieżnobiałe ściany wąwozów, pofałdowane jak zaklęta w kamieniu materia. Dalej rozciągają się doliny o złotawo - różowym kolorycie i najbardziej chyba zdumiewający geologiczny twór na świecie: skalne kominy, zwieńczone olbrzymimi kapeluszami w znacznie ciemniejszym kolorze. Miejscowe legendy mówią, że niegdyś zamieszkiwały je elfy, które potrafiły rzucać zaklęcia.
Gdy zachodzi słońce, a las kamiennych grzybów rzuca długie cienie, pejzaż Kapadocji staje się całkowicie bajeczny: wystarczy zmrużyć oczy, by zobaczyć pośród skał rój elfów i przebiegającego w poszukiwaniu siedziby Władcy Pierścieni Tolkienowskiego Hobbita. Osnuty mgłą wulkan Monte Argaeus (3917 m. n.p.m.) z ośnieżonym szczytem pasuje jak ulał do baśniowej scenerii - to tam mieszka potężny czarownik, stwórca całej krainy. Bo, oczywiście, mimo iż krajobrazy Kapadocji dają szerokie pole do wyobraźni, to ich geneza może być objaśniona naukowo. Według geologów kilkadziesiąt milionów lat temu wybuchy czterech wulkanów pokryły rozległe równiny Anatolii lawą i popiołem, w którym utkwiły wielkie głazy wyrzucone podczas erupcji. Dzieła dokończyły siły przyrody: wiatr, deszcz, słońce i mróz, drążąc i wypłukując miękką skałę tufową, znajdującą się pod twardymi blokami.
W ten sposób powstały najbardziej zadziwiające swym kształtem skalne filary, tzw. kominy czarodziejek, sterczące pośród bladego skalnego krajobrazu.
Baśniowy krajobraz Kapadocji jest także po części dziełem ludzkich rąk:
miękka skała pochodzenia wulkanicznego nadawała się idealnie do tego, by drążyć w niej jaskinie, ciągi korytarzy, niemal całe miasta. Niedostępność górzystego terenu stwarzała odpowiednie warunki do samotności i ascezy, poszukiwanej przez pierwszych chrześcijan. Dążący do obcowania z Bogiem w odosobnieniu pustelnicy osiedlali się w sercu Kapadocji - dolinie Göreme, z czasem zaczęły tam powstawać wczesnochrześcijańskie wspólnoty.
 
Następnym krokiem była budowa kościołów i klasztorów, z których najstarsze pochodzą z VII w. n. e. W dolinie Göreme powstało 365 skalnych klasztorów, po jednym na każdy dzień roku. Do dziś zachowało się około trzydziestu świątyń o unikalnej architekturze.
Wiele z nich zdobią proste, naiwne freski o nieco przygasłych barwach, powstałe jeszcze w okresie, gdy w kościele wschodnim trwał spór, czy można Bogu i Chrystusowi nadawać kształt zwykłych śmiertelników.
Stąd wiele najstarszych fresków ma charakter symboliczny: ryba i winorośl symbolizuje Chrystusa, gołąb - Ducha Świętego. W późniejszych malowidłach widoczne są wpływy Bizancjum: na błękitnym tle w Mrocznej Świątyni w Dolinie Klasztorów w Göreme możemy zobaczyć przypowieści biblijne, Chrystusa Wszechmogącego oraz postacie świętych.
Wspólnoty chrześcijańskie w naturalnym odosobnieniu przetrwały w Kapadocji aż do upadku cesarstwa bizantyjskiego.
Ale nawet po zajęciu tych terenów przez muzułmańskich Turków kompleksy jaskiń, tuneli i wykutych w skale korytarzy pozostały zamieszkane. W sąsiadującym z Göreme i kominami czarodziejek Zelve - dawnym centrum klasztornym - wybudowano w skalnej wiosce również meczet. Skalne domostwa były zamieszkiwane, choć trudno w to uwierzyć, aż do lat pięćdziesiątych naszego stulecia!
Wtedy miała miejsce seria tąpnięć na skutek drążenia nowych pomieszczeń w bezustannie niszczonej skale i mieszkańcy kapadockich jaskiń przenieśli się do kamiennych domów, wkomponowanych w krajobraz pobliskich wiosek. Wiele ze współczesnych hoteli i domów jest tak skonstruowana, że część pokoi jest wydrążona w skale, lub bezpośrednio do niej przylega, a przytulne krzywizny tufowych ścian stanowią miłą odmianę dla oka nawykłego do kątów prostych.
Dawni mieszkańcy tych ziem w poszukiwaniu schronienia posuwali się jeszcze dalej niż wspólnoty chrześcijańskie: do dzisiaj w nie wyróżniającym się niczym niezwykłym miasteczku Derinkuyu znajduje się jedna z osobliwości Kapadocji: unikalna podziemna metropolia. W sięgającym 55 metrów w głąb labiryncie, na ośmiu kondygnacjach wydrążono w miękkiej skale pomieszczenia mieszkalne, kuchnie, magazyny, zbiorniki na wodę, szkołę i kościół, połączone siecią korytarzy.
Do dziś nie ustalono dokładnie daty ich powstania (prawdopodobnie jest to II tysiąclecie p.n.e.) dokładnie nie wiadomo kim byli budowniczowie miasta, pewnym jest jedynie fakt, że posiadali zaskakującą wiedzę z zakresu inżynierii: godna podziwu jest zwłaszcza naturalna wentylacja podziemnego miasta, oparta na systemie szybów, połączonych z wielkimi cysternami. Dzięki nim nawet na najniższych kondygnacjach jest zapewniony dopływ rześkiego, świeżego powietrza. Cały podziemny kompleks Derinkuyu zajmuje obszar 4 km2 i mógł pomieścić aż 20000 osób. Kierując się na południe od Göreme natrafimy na malownicze wydrążone w skałach jaskinie w Selime, a w pobliskiej Dolinie Ihlary na oryginalne, średniowieczne, skalne kościoły. Zdążając w tamtym kierunku jedzie się przez prawie pustynny pejzaż, mija piaskowo-złote wzgórza, porośnięte gdzieniegdzie spalonymi przez słońce kępkami trawy i rozłożystymi ostami.Potem na horyzoncie majaczą góry ze skrzącymi się na szczytach płatami wiecznego śniegu.
Wreszcie na pozbawionym roślinności płaskowyżu natrafia się na niezwykły, głęboki wąwóz - jest to właśnie Dolina Ihlary.
Wygląda to tak, jakby nagle w jednym miejscu pękła pustynia, odsłaniając skaliste, poszarpane rany, z jej wnętrza jak krew wytrysnęła woda i w szczelinie powstał zupełnie inny świat. Dolina jest trochę jak zaginiony raj: bujna, zielona roślinność, szemrzący między głazami potok, mnóstwo ptaków i przemykające cichaczem jaszczurki, a poza tym cykady i cisza.
Do tego raju schodzi się jak do piekieł, po niesamowicie długich, stromych i zakręcających schodach, a potem kręta zielona ścieżka prowadzi do licznych, wykutych w skałach średniowiecznych kościołów. Najstarsze kościoły datuje się na IV w. n. e., stąd też zachowane malowidła są znacznie prostsze w formie i kolorze niż późniejsze freski z Doliny Klasztorów w Göreme: dominują czerwone i zielone motywy na białym tle.
Dalsza droga na południe prowadzi przez Wrota Cylicyjskie nad Morze Śródziemne. Tam na złocistej plaży, gdy tylko zamknie się oczy, pod powiekami pojawiają się jeszcze raz kapadockie kominy czarodziejek i skalne grzyby w czarnych kapeluszach.
I choć naukowo udowodniono ich genezę i tak natrętnie w wyobraźni pojawia się obraz potężnego czarownika - Władcy Pierścieni,
który wybuchając w ataku złości wyrzucił ze swej zionącej siarką siedziby strumienie wrzącej lawy
, a potem ciskał wielkimi głazami w uciekające w popłochu elfy. Bo niezwykłe krajobrazy Kapadocji śnią się jeszcze długo po tym, jak powrócimy do codzienności z krainy czarów i baśni.